Brukselę odwiedziliśmy przypadkowo. Nie mogliśmy oprzeć się okazyjnym biletom lotniczym za 78 złotych w dwie strony, pomimo tego, że w stolicy Belgii spędzić mieliśmy zaledwie sobotni wieczór i niedzielę. Może było to szalone, ale na pewno nie aż tak jak wyjazd Anety na Filipiny na jeden dzień. Dzisiaj, zamiast Azji, zapraszam Was jednak do przeczytania wpisu, którego bohaterami będą Bruksela, czekolada i komiksy.
We wpisie mogą pojawić się treści kontrowersyjne – dystans zalecany! Jeżeli napiszę coś negatywnego o Belgii lub Brukseli to wyjaśniam, że nie ma to nic wspólnego z wrogością wobec Unii Europejskiej. Jestem euroentuzjastą. Co jednak nie znaczy, że mam przymykać oko na rzeczywistość czy historię.
* wpis zawiera linki afiliacyjne do GetYourGuide
Lot i transfer
Do Brukseli lecieliśmy liniami Wizz Air z Lotniska Chopina w Warszawie. Lot według rozkładu trwać miał 2 godziny i 10 minut. W rzeczywistości trwał poniżej 2 godzin. Podobnie lot powrotny. Oczywiście znaleźć można loty również z innych lotnisk w Polsce różnymi liniami. To połączenie było jednak bardzo okazyjne i tylko dlatego zdecydowaliśmy się na tak krótką wyprawę do tego miasta. W połączeniu z koniecznością dojazdu samochodem do Warszawy i zapłacenia za parking, koszty były wyższe. A sama podróż męcząca, jak na tak krótki dystans.
Nasz samolot lądował na lotnisku Bruksela-Charleroi. Jest to port położony 46 kilometrów na południe od Brukseli. Bliżej stolicy Belgii położone jest lotnisko Brussels Airport (12 kilometrów od miasta). Jeśli jednak będziecie korzystać z tanich linii lotniczych, skazani będziecie raczej na to pierwsze. Z tego względu warto zastanowić się nad tanim transferem. My korzystaliśmy z shuttle busu – więcej na ten temat znajdziecie pod tym linkiem. W chwili kiedy piszę ten tekst wyszukiwarka zwraca mi cenę 14,70 euro za transfer w obydwie strony. Podobnie płaciliśmy w trakcie naszego pobytu.
Powitanie Brukseli
Jak łatwo sobie wyobrazić, pogoda w lutym w Brukseli nie napawa optymizmem. W trakcie naszego pobytu było bardzo wilgotno i chłodno, ale nie na tyle aby padał śnieg. Towarzyszyło nam pochmurne niebo i opady deszczu. Nie wszystkim może się spodobać to co za chwilę napiszę. Dotyka to bowiem ludzkich tragedii. Robię to jednak ponieważ uważam, że do wszystkiego należy podchodzić obiektywnie. Mówić jak jest i niczego nie ubarwiać. Tym bardziej, że często narzekamy na sytuację w naszym kraju i nie zdajemy sobie sprawy z tego, że tak naprawdę należymy do grupy uprzywilejowanej na tym świecie.
Nie można się po stolicy Unii Europejskiej spodziewać samych pięknych i pozytywnych widoków. Nie dość, że sama pogoda była przygnębiająca, to jeszcze dodatkowo poczucie beznadziei potęgowane było przez dużą ilość bezdomnych i zagubionych osób (w większości imigrantów) w pobliżu dworca kolejowego, obok którego wysiadaliśmy z autobusu. Kolejnego dnia również widzieliśmy olbrzymią liczbę osób bezdomnych, zapewne także głównie imigrantów, śpiących na ulicach. Przede wszystkim w pobliżu przebiegających przez miasto wiaduktów i linii kolejowych.
Po wieczornym przyjeździe transferem do Brukseli, skierowawszy się pieszo do naszego hostelu, już po paru krokach zobaczyć scenkę rodzajową w postaci pewnego ciemnoskórego dżentelmena, oddającego nieskrępowania mocz na środku skwerku w centrum miasta. Być może starał się w ten sposób nawiązać do symbolu miasta – Siusiającego chłopca 😉
Nocleg
W posępnym nastroju, zmęczeni i czując się niezbyt bezpiecznie, doszliśmy do miejsca naszego noclegu. Nocowaliśmy w Hotelu Galia przy Place du Jeu de Belle. Pomimo mylącej nazwy był to hostel, a nie hotel. Oferuje on jednak m.in. kameralne pokoje dwuosobowe z własnymi łazienkami. Taki pokój my zarezerwowaliśmy. Za nocleg dla dwóch osób ze śniadaniem płaciliśmy 55 euro. Śniadanie było przygotowane w postaci szwedzkiego stołu z bogatym chociaż tradycyjnym dla takich miejsc wyborem. Byliśmy z tego noclegu bardzo zadowoleni. Polecam!
Zwiedzanie Brukseli
W niedzielę rano zebraliśmy się bardzo wcześnie. I tak w nocy nie mogliśmy spać. Pyszne śniadanie dodało nam energii. Ponieważ do Brukseli lecieliśmy jedynie z bagażem podręcznym zabraliśmy wszystko i opuścili pokój, aby nie tracić już czasu na powrót do hostelu. W stolicy Belgii nie korzystaliśmy z komunikacji publicznej. Nie jest ona wielkim miastem, więc większość odległości pokonać można pieszo.
Symbol Brukseli – Manneken-Pis
Manneken-Pis (Siusiający chłopiec) jest jednym z symboli Brukseli. Do słynnej, wykonanej z brązu figury-fontanny szliśmy pieszo z hostelu około 10 minut. Już od rana w niedzielę, a było około 9:00, atrakcja otoczona była gronem turystów. Aby ustawić się do zrobienia zdjęcia na tle barokowego dzieła, trzeba było poczekać w kolejce.
Tradycją jest, że wyrzeźbiony nago chłopiec, przyodziewany jest często w stroje związane wydarzeniami kulturalnym, poświęcone różnym regionom i państwom, a także grupom zawodowym. W trakcie naszego pobytu bezwstydnym bobas ubrany był w kombinezon nawiązujący do ubrań ratowników medycznych. Ogrodzenie obwieszone było plakatami i informacjami poświęconymi pracownikom tej jakże istotnej, a niedocenianej w Polsce służby.
Bruksela – Wielki Plac
Po sfotografowaniu się z bezwstydnym smarkaczem ruszyliśmy na Wielki Plac (La Grand-Pace) – oddalony spacerem o około 5 minut. Na Wikipedii wyczytacie, że ma on nieregularny pięciokątny kształt. W praktyce jest on jednak zbliżony do prostokąta – około 50 na 100 metrów. Na Rynku Głównym w Krakowie zmieściłby się więc czterokrotnie. Wielki Plac w Brukseli wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wielki Plac nie posiada centralnej zabudowy. Otoczony jest za to reprezentacyjnymi budynkami. Znajduje się przy nim m.in. ratusz, Dom Króla w którym obecnie mieści się Muzeum Miejskie, budynki cechowe, kamienice mieszczańskie. Większość obiektów ma fasady zdobione elementami w złotym kolorze, co nadaje placowi bardzo spójnego charakteru. I to pomimo tego, że zabudowania pochodzą z różnych okresów.
Do wybrukowanego Wielkiego Placu wpada siedem ulic. Przy jednej z nich rzucił nam się w oczy widok, którego raczej nie doświadczymy w polskich miastach. Przy dosyć uczęszczanej przez turystów uliczce znajdował się sexshop z wyeksponowanymi na witrynie zabawkami dla dorosłych i akcesoriami BDSM. Wyobrażacie sobie coś takiego w Krakowie? 😉
Katedra Świętego Michała i Świętej Guduli
Skoro już napatrzyliśmy się na frywolne wystawy to wybierzmy się do jakiegoś kościoła. W odległości niecałych 10 minut piechotą od Wielkiego placu znajduje się Katedra Świętego Michała i Świętej Guduli (nl. Kathedraal van Sint Michiel-en Sint-Goedele). W okolice Wielkiego placu jeszcze wrócim za jakąś godzinę, jak będzie już otwarte Muzeum Kakao i Czekolady.
Katedra wzniesiona została w stylu gotyckim w miejscu wcześniejszego, wzniesionego w XI wieku kościoła w stylu romańskim. Wieże świątyni sięgają wysokości 64 metrów a wysokość sklepienia nawy głównej wynosi 26,5 metra.
Nie mogłem się oprzeć i nie sprawdzić, kim są patroni katedry. Nie miałem większych problemów z Michałem – chodzi o Michała Archanioła. Tego co go to na swojego patrona wybrał Jerzy Michał Wołodyjowski, bo wszak Michał całym zastępom w niebiosach przewodzi, a Jerzy to tylko ze smokiem walczył 😉 Święta Gudula zaś to urodzona w VIII wieku pokutnica i patronka Brukseli.
Czekolada i kolonializm
Belgia słynie z czekolady. Widać to w Brukseli na każdym kroku. Stopy nie idzie w tym mieście postawić, aby nie potknąć się o jakiś sklep z pralinami. Z czego robi się czekoladę? Z kakao. Skąd pochodzi kakao? Z Ameryki Południowej. Gdzie się je uprawia? Obecnie między innym w Afryce. A co jeszcze znajduje się w Afryce? Dużo rzeczy i państw, ale mi chodzi o Kongo, a dokładnie dawne Kongo Belgijskie – kolonię, która istniała aż do 1960 roku. Niepodległe już państwo nazywa się obecnie Demokratyczną Republiką Konga. Chociaż ja zawsze mam pewne podejrzenia jak widzę przymiotnik demokratyczny w nazwie kraju lub partii politycznej. Podobnie śmierdzą mi przymiotniki wolny czy sprawiedliwy.
Nie oszukujmy się – rozwój wielu silnych gospodarek opierał i opiera się do tej pory na wykorzystywaniu taniej siły roboczej. Kongo Belgijskie formalnie należało początkowo do króla Leopolda II, a następnie do Belgii. Ta kolonia była ośrodkiem wydobycia kauczuku, ale także złota i diamentów, a także produkcji kawy, trzciny cukrowej oraz oczywiście kakao. Dyscyplinowanie traktowanych jak niewolnicza siła robocza tubylców cechowało się niezwykłym okrucieństwem, a częstą karą było obcinanie dłoni za nazbyt powolną pracę. Problem stanowi oszacowanie ilu Kongijczyków poniosło śmierć z winy Belgów. Mówi się o liczbach od 5 do 15 milionów i nie bez powodu działania Belgów nazywane są najmniej znanym ludobójstwem w historii ludzkości. Na dole strony podaję parę linków na ten temat.
Jądro ciemności i Czas apokalipsy
Parę ciekawostek! To właśnie w Wolnym Państwie Kongo, bo taką nazwę nosiła kolonia w czasach panowania Leopolda II, Joseph Conrad umieścił akcję Jądra Ciemności. Opowiadanie to stało się inspiracją dla filmu Czas Apokalipsy Francisa Forda Coppoli. Właściwe nazwisko Josepha Conrada brzmiało Józef Teodor Konrad Korzeniowski. Urodził się w Berdyczowie – mieście leżącym niegdyś Polsce, a obecnie na Ukrainie. Po latach służby jako marynarz, m.in. w brytyjskiej marynarce handlowej, osiadł w Anglii. Jedna z innych jego powieści nosiła tytuł Nostromo – opowieść z wybrzeża. Jakieś skojarzenia? 😉
Muzeum czekolady
Nieopodal Wielkiego Placu, przy wpadającej do niego ulicy Rue de la Tête d’or, znajduje się Muzeum Kakao i Czekolady (Musee Du Cacao Et Du Chocolat). Jest ono niewielkie i znajduje się na kilku piętrach kamienicy. Aby je zwiedzić wystarczy około 30-40 minut, włączając w to prezentację ręcznego wytwarzania pralin. Po prezentacji można się świeżymi wyrobami poczęstować. Mistrzyni przygotowująca kaloryczne przysmaki prosiła jednak, aby brać po jednej pralince na głowę. Zwiedzający byli bowiem wpuszczani w liczbie odpowiadającej liczbie czekoladek w formie do ręcznego wyrabiania tych słodkich wyrzutów sumienia 😉
Limit świeżo wyrobionych pralin na głowę zwiedzającego nie oznacza, że w muzeum nie najecie się czekolady. Zwiedzając wystawę poświęconą historii wykorzystania kakaowca i produkcji czekolady, znajdowaliśmy bowiem w wielu salach słoje z różnymi rodzajami czekolady. Były to mające charakter półproduktu do wytwarzania czekoladowych dzieł sztuki pastylki o różnej zawartości kakao. Można się było nimi częstować, czego przyznam się ze wstydem nadużyłem. Opłaciłem to silnym bólem brzucha.
Wejście do Muzeum Kakao i Czekolady kosztowało w trakcie naszej wizyty w Brukseli w 2019 roku 9 euro. Bilety można też zakupić wcześniej online:
Muzeum komiksu
Muzeum komiksu, a właściwie Belgijskie Centrum Komiksu (Centre Belge de la Bande Dessinée) położone jest przy ulicy Rue des Sables – jakieś 10 minut pieszo od Wielkiego Placu. Poświęcone jest ono przede wszystkim komiksowi belgijskiemu. Dlatego znajdziemy tutaj zbiory poświęcone Tintinowi, Smerfom oraz Lucky Luke-owi. No i oczywiście twórcom tych postaci – Hergé, Peyo oraz Morris-owi. Ale nie tylko! Wstęp w trakcie naszej wizyty kosztował 8 euro.
W muzeum można podziwiać oryginalne rękopisy i szkice komiksów, pierwsze wydania, eksponaty związane z promocją i sprzedażą komiksów. Wystawy podzielone są na stałe i czasowe. Stała poświęcone są są m.in. wynalezieniu i historii komiksu oraz poszczególnym twórcom – ze szczególnym uwzględnieniem Hergé (Tintin) oraz Peyo (Smerfy). Charakter stały ma także wystawa poświęcona zabytkowemu secesyjnemu budynkowi w którym znajduje się muzeum. Chociaż jestem bardziej fanem Art Deco i modernizmu w architekturze niż Art Nouveau, to jednak uważam, że muzeum warto odwiedzić chociażby po to, aby podziwiać architekturę budynku.
Zwiedzając wystawy, w szczególności te czasowe, zwrócił moją uwagę brak tabu w zakresie prezentowanych treści. Dużo z nich poświęconych jest problemom współczesności i sprawom kontrowersyjnym. Myślę, że w Polsce spora część treści podlegałaby cenzurze.
Na parterze muzeum znajduje się sklep w którym dostępny jest bogaty wybór wydawnictw oraz gadżetów i pamiątek związanych ze sztuką komiksu.
Żegnamy Brukselę jedzeniem
Jako, że nie przepadamy za frytkami z majonezem, na główny posiłek postanowiliśmy wybrać coś bezpiecznego – hamburgera z frytkami. Ale był to hamburger w stylu fusion – w bułce z mąki ryżowej i z azjatycką nutą. Sosu majonezowego do frytek ostatecznie nie zabrakło. Był on jednak podany oddzielnie i cudownie przyprawiony pikantnymi przyprawami. Oczywiście ja do tego zamówiłem sobie piwo w stylu Belgian Pale Ale. Aneta nie odmówiła sobie za to szybkiego deseru w postaci gofra w napotkanej po drodze na autobus knajpce.
Po obiedzie ruszyliśmy na lotnisko i późnym wieczorem wylądowaliśmy w Warszawie. W drodze powrotnej z Warszawy na Śląsk prowadziła Aneta, mogłem więc się zdrzemnąć. Było mi to potrzebne, gdyż w poniedziałek rano musiałem być w pracy.
Podsumowanie i porady praktyczne.
Nie muszę mówić, że obowiązującą w Belgii walutą jest euro. Gniazdka i wtyczki elektryczne są podobne jak w Polsce. Nie mieliśmy żadnego problemu z podłączeniem sprzętu elektronicznego.
Z informacji praktycznych to tyle. Podsumowując ten wpis pragnę przeprosić, jeśli uraziłem kogoś zamieszczoną tutaj treścią lub opiniami. No ale było ostrzeżenie na początku 😉
Wyjazd uważam za udany. W Brukseli byłem pierwszy raz i bardzo spodobał mi się klimat tego miasta. Strzałem w dziesiątkę było przede wszystkim Belgijskie Centrum Komiksu. Niestety przygnębiająca była bardzo duża liczba bezdomnych – ewidentnie głównie imigrantów. Nie tak powinna wyglądać stolica Unii Europejskiej.
Niemiło zaskoczyła nas pogoda. Niska temperatura, podobna do polskich grudniowych, pogłębiana była przez upierdliwą mżawkę. Jeśli wybierzecie się do Brukseli tak jak my w lutym, przygotujcie sobie koniecznie ciepłe, nieprzewiewne i nieprzemakalne ciuchy.
Linki
- Artykuł o Brukseli na Wikipedii (fr.)
- Transfer z lotniska Bruksela-Charleroi do Brukseli
- Hotel Galia na Tripadvisor
- Artykuł o Katedrze Świętego Michała i Świętej Guduli na Wikipedii (fr.)
- Belgia: Król przeprasza Kongo za okres kolonialny. Nie wspomina Leopolda II
- Krew 10 milionów ludzi na rękach. Ten europejski władca dla zaspokojenia własnych ambicji dokonał ludobójstwa na niewyobrażalną skalę
- Belgijskie Centrum Komiksu – strona oficjalna