Jedzenie w Tokio

Jedzenie w Tokio

Przed naszym krótkim pobytem w Tokio skonsultowałem się w kwestii jedzenia ze znajomi, którzy mieli za sobą już wycieczki do stolicy kraju kwitnącej wiśni. Nie mieliśmy większych wątpliwości co będziemy chcieli w Tokio zjeść, ale nie byliśmy pewni, jaki budżet na jedzenie należy przewidzieć na każdy dzień pobytu. Uzyskałem informację, że równowartość około 200 zł. W naszym przypadku wydana kwota była dużo, dużo niższa.

Jedzenie w Tokio: Marcin nad miską ramenu
Jedzenie w Tokio – nasz pierwszy posiłek

Sklepy konbini

Do Tokio przylecieliśmy późnym wieczorem. Kiedy już dojechaliśmy z lotniska do centrum, po wyjściu z kolejki Monorail, poczułem zapach smażonych krewetek. Tego wieczoru już jednak nic nie jedliśmy. Byliśmy nakarmieni w samolocie, a poza tym śmiertelnie zmęczeni. Z rana apetyt też nam nie dopisywał zwłaszcza, że pogoda mu nie sprzyjała. Duża wilgotność i wysoka temperatura sprawiły, że postanowiliśmy zaopatrzyć się tylko w wodę w sklepie Family Mart znajdującym się obok naszego hostelu. Jest to bardzo popularna sieć sklepów typu konbini, czyli coś w stylu naszej Żabki. Wiele z nich jest otwartych całą dobę. Cena wody wynosiła mniej więcej 100 jenów, czyli około 3,70 złotych, za półlitrową butelkę. Ceny nieznacznie wahały się w zależności od marki wody. Warto też wiedzieć, że wodę i inne napoje można również kupić w wielu rozsianych po mieście automatach.

Jedzenie w Tokio: ramen na Akihabarze
Jedzenie w Tokio – ramen na Akihabarze

Pierwszy posiłek mieliśmy w planach zjeść na Akihabarze i tak też zrobiliśmy. Pomimo tego, że w Tokio można znaleźć restauracje wielu kuchni świata, a na Akihabarze dosyć szybko rzuciła nam się w oczy budka z kebabem, to jednak oczywiste było, że zdecydujemy się na posiłek typowo lokalny. Wspomnę tylko, że ceny kebabów zaczynały się od około 400 jenów czyli 15 złotych.

Lody na patyku
Lody o bliżej nieokreślonym chemicznym smaku na Akihabarze

Ramen na Akihabarze

Około południa znaleźliśmy knajpkę z ramenem. Jeśli ktoś nie wie, ramen to tradycyjna japońska potrawa składająca się z rosołu, makaronu oraz różnych innych składników, którymi mogą być m.in. mięso, ryby, warzywa, pędy bambusa, jajka na twardo, wodorosty, grzyby itd. W lokalu wybieraliśmy nasze potrawy trochę w ciemno. Obowiązywało tutaj bowiem bardzo często spotykane zamawianie za pośrednictwem automatu ustawionego przed lokalem. Wybiera się na nim za pomocą przycisków wybraną potrawę, uiszcza w nim opłatę i otrzymuje paragon, który należy okazać przy ladzie wewnątrz lokalu. Część przycisków przedstawiała rysunki dań, a część jedynie opisy w języku japońskim. Wybraliśmy oczywiście to co wyglądało najapetyczniej. Do tego dla siebie zamówiłem małe piwo Asahi – ze znalezieniem odpowiedniego przycisku pomogła mi pani z obsługi.

Bułeczka z mąki ryżowej w kolorze zielonkawym
Takie bułeczki z mąki ryżowej kupić można w większości sklepów konbini

Ramen Anety kosztował 700 jenów czyli niecałe 26 złotych. Mój 900 jenów czyli około 33 zł plus małe piwo około 11 zł. Jeśli chodzi o piwo w Tokio – jest ono droższe niż w Polsce, zarówno w restauracjach jak i w sklepach. Cena za małe piwo w sklepie konbini wynosiła równowartość od 8 do 11 złotych. W restauracji woda do picia z automatu podawana była za darmo, co podobno jest często spotykane w Japonii. Co do ramenu w knajpce – ten Anety był łagodny, a mój przerażającą pikantny, nawet jak na nasz gust (uwielbiamy ostre jedzenie). Takie są minusy kupowania w ciemno.

Ramen podany był razem z surowym jajkiem, które można było wbić sobie do zupy. Całe danie było nieprawdopodobnie sycące. Ciężko było nam to wszystko zjeść i posiłek trzymał nas na nogach aż do wieczora. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że za równowartość 30 zł można się najeść. Już wtedy pojawiły się wątpliwości, czy rzeczywiście potrzeba aż równowartości 200 zł na jeden dzień pobytu w Tokio.

Lody arbuzowe w kształcie kawałków arbuza
Lody arbuzowe w dzielnicy Shibuya

Ramen był ostatnim naszym „dużym” posiłkiem tego dnia. Kolejnym „posiłkiem” były lody na patyku, o smaku… nie wiem jakim. Takie bladoniebieskie. Nie za bardzo mi smakowały. Kupiliśmy je w ciemno, co czasami kończy się przyjemną niespodzianką. Niestety nie tym razem.

Onigiri na kolację

Rozważaliśmy jeszcze po wizycie na Tokyo Skytree zjedzenie kolacji w dzielnicy Asakusa. Niestety, jak możecie przeczytać w moim wpisie na temat wieczornego spaceru po Asakusie, w porze o której na nią dotarliśmy, wszystkie restauracje już się zamykały. Z resztą i tak byliśmy już dosyć zmęczeni, więc zamiast szukać czegoś na mieście, odwiedziliśmy znajomy sklep Family Mart i nakupili przekąsek. W szczególności bogaty wybór onigiri. Onigiri to kulki ryżu (chociaż często mają kształt trójkątny), nadziewane m. in. rybą lub krewetkami, często zawinięte w nori, czyli sprasowane arkusze jadalnych wodorostów. Zakupioną selekcję przekąsek zjedliśmy w kuchni w hostelu. Niestety z powodu awarii telefonu, którym wykonałem zdjęcia naszej skromnej uczty, nie mogę Wam ich pokazać.

Jedzenie w Tokio: sushi w dzielnicy Shinjuku
Jedzenie w Tokio – sushi w dzielnicy Shinjuku

Kolejnego dnia pogoda również nie sprzyjała apetytowi więc po wyjściu z hostelu wsunęliśmy jedynie po onigiri i jakieś bułeczki z mąki ryżowej kupione w konbini. Na tym skromnym śniadaniu przetrwaliśmy wystawę teamLab Borderless i wizytę w Mega Web. Upał sprawiał, że nie czuliśmy się w ogóle głodni. Dopiero w dzielnicy Shibuya zaczął nam wracać apetyt. Ale ze względu na napięty harmonogram kupiliśmy sobie tylko lody na patyku o kształcie i smaku arbuza. Te na szczęście były bardzo dobre. Tego dnia mieliśmy w planach zaliczyć obowiązkowe sushi w Japonii.

Marcin je gorącą zupę miso
Jedzenie w Tokio – zupa miso w dzielnicy Shinjuku i piwo Kirin

Sushi w dzielnicy Shinjuku

Po przejściu z dzielnicy Shibuya przez park Yoyogi i świątynię Meiji do dzielnicy Shinjuku poczuliśmy się wreszcie głodni. Weszliśmy więc do pierwszej restauracji sushi która nam się nawinęła. I tutaj kolejny szok – niskie ceny. Nie była to co prawda jakaś wyszukana restauracja, ale knajpka sprawiająca wrażenie takiej do której lokalni mieszkańcy wpadają na szybką przekąskę. Mój posiłek składający się z 6 maki oraz 6 nigiri, poprzedzonych zupą miso, kosztował 700 jenów czyli niecałe 26 zł plus piwo Kirin 300 jenów, czyli około 11 zł. Ceny więc były bardzo konkurencyjne nawet w stosunku do sushi w Polsce. Aneta do tego wszystkiego zamówiła sobie jeszcze zieloną herbatę.

Sushi zamówić można było zarówno z karty w postaci gotowych zestawów, jak również zabierając z lady talerzyki z uprzednio przygotowanymi przysmakami. Na talerzykach znajdowały się produkty bardziej wyszukane np. nigiri z mięsem wieloryba. Postanowiłem sobie jednak odpuścić takie „delicje” i pozostać przy zestawie standardowym. Przy zamawianiu zestawu zapytano nas czy nie jesteśmy uczuleni na wasabi.

Marcin pałeczkami je kimchi
Ostatni gorący posiłek w Tokio – dania kuchni koreańskiej

Koreańskie jedzenie w Tokio

Ostatniego dnia w Tokio mieliśmy czas tylko do około godziny 15.00. Nie chcieliśmy więc marnować zbyt dużo czasu na jedzenie. Dzień zaczęliśmy więc… onigiri. Po zwiedzaniu ogrodów Pałacu Cesarskiego, zaczęliśmy szukać jakiegoś miejsca z jedzeniem. Plan był taki aby iść po raz kolejny na ramen zamawiany za pośrednictwem automatu, licząc że będzie nas trzymał aż do wieczora, kiedy dolecimy do Szanghaju. Zaczęliśmy szukać jedzenia w dzielnicy biznesowej położonej pomiędzy Kokyo Gaien a dworcem Tokyo Station. Niestety zaczęliśmy to robić chyba w porze przerwy na lunch toteż wszelkie knajpki zajęte były przez panów w białych koszulach.

Rzut z góry na jedzenie w koreańskiej restauracji
Jedzenie w Tokio – dania kuchni koreańskiej

Po dość długich poszukiwaniach znaleźliśmy knajpkę do której trzeba było zjechać do podziemi. Okazało się, że jest to restauracja nie japońska lecz koreańska. Wyglądała delikatnie mówiąc – tanio. Ale jedzenie było rewelacyjnie. Jadłem zupę Kimchi jjigae a do tego ryż, sałatkę oraz porcję kimchi. Wszystko podane w osobnych miseczkach. Aneta również wybrała podobny zestaw, ale z zupką w innym wariancie, a zamiast sałatki – warzywa z jajkiem sadzony. Najedliśmy się za 1000 jenów, czyli około 37 złotych na głowę. To był nasz ostatni posiłek w Tokio, a potem już skierowaliśmy się w stronę Tokyo Station.

Wystawa w restauracji z plastikowymi atrapami potraw
Wystawa w restauracji z plastikowymi atrapami potraw

Ile więc kosztowało nas jedzenie?

Podsumowując to wszystko, dziennie wydawaliśmy na jedzenie w Tokio 60-70 zł na osobę. Daleko więc do tych przewidywanych 200 zł. Nie oznacza to oczywiście, że jest aż tak tanio. Gdybyśmy stołowali się 3 razy dziennie w restauracjach i szukali jakiś lepszych lokali to wydalibyśmy dużo, dużo więcej. Tak niska kwota wynikła moim zdaniem przede wszystkim z tego, że pogoda o tej porze roku zdecydowanie obniżała apetyt. Mieliśmy też bardzo napięty harmonogram, nie chcieliśmy tracić czasu na jedzenie w restauracjach, a poza tym jedliśmy tam, gdzie jadali Japończycy.

Torty wyglądające jakby były z plastiku
Cukiernia przy Tokyo Station – trudno się zorientować które produkty są prawdziwe a które sztuczne

Plastikowe atrapy potraw

Chciałbym jeszcze wspomnieć o kilku ciekawostkach. Zapewne wielu z Was słyszało o tym, że w Japonii często eksponowane są plastikowe atrapy potraw, które mają pokazać jak poszczególne dania wyglądają. Więc pewnie Was nie zaskoczy, że spotkaliśmy mnóstwo restauracji, które uciekają się do tej sztuczki.

Plastikowe atrapy ciast i ciasteczek
Cukiernia przy Tokyo Station – tu akurat większość produktów to plastikowe atrapy

Co ciekawe, daliśmy się też nabrać w drugą stronę. W centrum handlowym przy dworcu Tokyo Station na parterze znajduje się olbrzymia cukiernia. Perfekcyjnie ułożone ciasta od razu oceniliśmy jako wyroby z plastiku. Po chwili dopiero zorientowaliśmy się, że chyba nie ma sensu trzymać plastikowych atrap na ladach chłodniczych. Okazało się że spora część, chociaż nie wszystkie spośród perfekcyjnych wypieków, jest prawdziwa.

Plastikowe atrapy ciasteczek
W cukierni przy Tokyo Station

KitKat-y

Japonia słynie z bardzo szerokiego wyboru KitKat-ów w wielu smakach, których nie spotkamy w Polsce. No chyba, że w sklepach oferujących produkty różnych kuchni świata i wyroby importowane w małych seriach. W Tokio praktycznie w każdym sklepie wybór wielu smaków był dostępny. Zaopatrzyliśmy się więc w spory zapas. To tyle o jedzeniu bo zgłodniałem. Lecę do kuchni 😉

Bogaty wybór Kit Katów na półce w sklepie
Bogaty wybór Kit Katów
Linki