Strach przed lataniem ogranicza w sposób istotny realizowanie pasji podróżowania. Pewnie już wspomniałem w którymś z wcześniejszych wpisów, że pomimo wielu odbytych lotów, nadal boję się latać samolotami. I pojawia się tutaj pewien paradoks, bo co prawa się boję, ale równocześnie bardzo to lubię. Uwielbiam klimat lotnisk. Uwielbiam nawet kolejki do nadania bagażu i kontrole bezpieczeństwa. Wiem, że to dziwne, ale czytajcie dalej.
Kiedyś słyszałem opinię, że stres związany z lataniem jest potęgowany przez stres związany z formalnościami lotniskowymi. A to akurat mnie dziwi. Bo formalności lotniskowe nie wywołują u mnie żadnego stresu. Procedury lotniskowe wywołały u mnie stres tylko kiedy pierwszy raz musiałem lecieć samolotem. No ale lęki z zasady są irracjonalne, więc może wiele osób się stresuje odprawą i innymi formalnościami w portach lotniczych. A mi te formalności kojarzą się ze zbliżającą się przygodą.
Moja osobista historia latania
Przez wiele lat mój lęk przed lataniem ograniczał mnie tak bardzo, że skupiałem się na podróżach możliwych do zrealizowania w rozsądnych odległościach przy pomocy naziemnych środków komunikacji. W praktyce ograniczało mnie to do obszaru Europy. Pierwszy raz do samolotu musiałem wsiąść w 1999 roku. Leciałem wtedy z Warszawy do Kopenhagi Polskimi Liniami Lotniczymi LOT. Moim pierwszym samolotem był Boeing 737. Trochę niepokoiłem się przy starcie, ale poza tym ten lot nie wywołał u mnie żadnego strachu.
Drugi lot odbyłem jakiś tydzień po tym pierwszym. Była to bardzo krótka trasa pomiędzy Aarhus w Danii a Kopenhagą. Znowu Boeing 737 i znowu żadnych problemów.
Początki problemów…
Trzeci mój lot przebiegał na trasie z Kopenhagi do Warszawy – znowu Polskie Linie Lotnicze LOT. Tym razem Boeing 767. I niestety było inaczej. Duży samolot. Duże turbulencje. I bardzo nieprzyjemne turbulentne lądowanie. Stach czułem już kilka minut po osiągnięciu wysokości przelotowej. A w trakcie lądowania byłem już na skraju paniki.
Po tym locie, ze względu na strach, przestałem latać na bardzo długo. Przełamałem swój lęk dopiero w 2018 roku! Nie oznacza to jednak, że lot samolotem przestał być źródłem niepokoju. Na początku poziom stresu był nie do zniesienia. Po trzech latach dosyć intensywnego jak na mnie latania, jest już lepiej. Pomyślałem więc, że podzielę się moimi doświadczeniami z walki z lękiem.
Rekordowy rok 2019
Chociaż do regularnego latania wróciłem w 2018 roku, to 2019 był rokiem rekordowym. A to ze względu na to, że zacząłem podróżować razem z Anetą. W tym roku odbyłem 12 lotów na trasach:
- Warszawa – Bruksela w dwie strony linią Wizz Air;
- Warszawa-Modlin – Alicante linią Ryanair;
- Alicante – Bergamo linią Ryanair;
- Bergamo – Warszawa-Modlin linią Ryanair;
- Warszawa – Dubaj linią Emirates;
- Dubaj – Tokio-Haneda linią Emirates;
- Tokio-Narita – Szanghaj linią Jetstar Japan;
- Pekin – Dubaj linią Emirates;
- Dubaj- Kraków linią Fly Dubai;
- Katowice – Lwów w dwie strony linią Wizz Air.
Rekordowy miał być też rok 2020, ale z wiadomych przyczyn nie wyszło. Razem z Anetą policzyliśmy, że w tym pamiętnym roku odwołano nam z powodu koronawirusa łącznie 16 lotów. Odbyliśmy tylko cztery z zaplanowanych podniebnych rejsów. Ach jak mi tego brakuje! Wspomnę, że tylko za 2 loty nie odzyskaliśmy pieniędzy – te linią Ryanair.
Współpasażerowie
Współpasażerowie na lotach zdarzają się różni. W większości mam jednak bardzo pozytywne doświadczenia. Zdarzyły się w trakcie mojej przygody z awiacją jedynie drobne przypadki budzące niewielki dyskomfort. W trakcie lotu z Warszawy do Dubaju w 2019 jeden starszy pan o śniadej karnacji trzymał stopy z nieobciętymi brudnymi paznokciami na moim podłokietniku. Zorientowałem się dopiero pod koniec lotu. Tak bardzo pochłonął mnie pokładowy system rozrywki linii Emirates, że nie zwróciłem na to uwagi.
W trakcie lotu z Teneryfy do Warszawy-Modlina w 2018 jedna pani bardzo upierała się abym koniecznie zamienił się miejscem z jej mężem. Tylko ja siedziałem w Boeingu 737 przy przejściu blisko przodu samolotu a on na środkowym miejscu gdzieś w połowie kabiny. Co więcej – zapłaciłem specjalnie za to miejsce. Wtedy jeszcze wybierałem fotele przy przejściu, aby móc szybko uciec do toalety w celu realizacji w niej napadu lęku w sposób nieprzeszkadzający innym pasażerom. Sąsiadka strasznie się obraziła, że się nie zgodziłem na zamianę.
Sławni współpasażerowie
Natomiast jeśli chodzi o sławnych współpasażerów, to w trakcie mojego trzeciego w życiu lotu – z Kopenhagi do Warszawy, byłem niemal pewien, że w tym samym samolocie leci Krystyna Janda. Wchodziła dużo wcześniej przede mną wpuszczana jako pasażerka pierwszej klasy. Widziałem więc ją z daleka. Wtedy byłem pewien, że to ona. Teraz już tej pewności nie mam. Może to była ona, a może nie.
Jeśli chodzi o innych celebrytów to 30 marca 2019 roku z Bergamo do Warszawy leciałem w jednej maszynie ze sławnym Sławomirem. Tym od Miłość w Zakopanem i Ty mała znów zarosłaś. I inaczej niż w przypadku Pani Jandy, tym razem jestem pewien, że był to on. Upewnił mnie o tym charakterystyczny wąs oraz jeden ze współpasażerów – około 6-cio letni chłopieć, który pokazując palcem wykrzyczał: „Tato, tato! Patrz! To Sławomir”. A tata na to: „Ciii. Nie pokazuj palcem” 😉
Trudne sytuacje podczas lotów
Poza opisanym powyżej moim trzecim lotem, który był dla mnie ciężki i zraził mnie do latania na wiele lat, doświadczyłem jeszcze dwóch na których działo się coś, co mogłoby zaniepokoić lub przestraszyć każdego, a nie tylko takiego miękiszona jak ja 😉
Naprawdę przerażony byłem podczas mojego czwartego lotu w życiu. Czyli pierwszego po powrocie do latania po blisko 20-to letniej przerwie. Był to lot z lotniska Warszawa-Modlin na lotnisko Teneryfa-Południe w lutym 2018 roku. Po pierwsze, lot trwał dużo dłużej niż się spodziewałem, bo prawie 7 godzin i to bez przesiadek. A po drugie – doświadczyłem najtrudniejszego po dziś dzień lądowania. Lądowaliśmy przy bardzo silnym bocznym wietrze w warunkach silnych turbulencji. O tym, że mamy doświadczyć trudnych warunków uprzedził sam kapitan.
Samolot się trząsł. Sprawiał wrażenie jakby nagle spadał. Potem było słychać ryk silników i czuć było odzyskiwanie wysokości. Dzieci płakały. Słyszałem modlitwy współpasażerów. Serio! Nawet załoga kabinowa wyglądała blado. Na szczęście wylądowaliśmy bezpiecznie. Przez cały rejs żeglarski na który wybrałem się właśnie tym lotem myślałem z przerażeniem o locie powrotnym.
Lądowanie awaryjne
Druga niestandardowa sytuacja wystąpiła kiedy wracałem z tego samego wyjazdu – lotem z Teneryfy do Warszawy. Aby przeżyć ten lot wspomogłem się paroma drinkami. Jest to sposób, którego nie polecam. Napiszę o tym więcej za chwilę. Niemniej drinki sprawiły, że dużą część lotu przespałem. I dopiero jak koła samolotu dotykały już ziemi w Modlinie zorientowałem się co się dzieje. Lądowanie odbywało się po zmroku i było awaryjne. Nie przez jakąś awarię techniczną, ale przez sytuację medyczną. Jeden ze współpasażerów zasłabł na pokładzie. Kiedy już samolot zatrzymał się na płycie zobaczyłem światła syren za oknem. Bała to karetka.
Po wyprowadzeniu nieszczęśnika pozwolono reszcie pasażerów na opuszczenie stalowego ptaka. Okazało się, że ze względu na zaistniałą sytuację samolot nie kołował do terminalu. Czekał nas około 10-cio minutowy spacer wzdłuż pasa. Szkoda, że ciepłe ciuchy nadałem z bagażem rejestrowym. Luty w Polsce nie jest taki ciepły jak na Kanarach i spacer w letniej bluzie nie był zbyt przyjemny. Na szczęści nie było specjalnie niebezpieczne i mam nadzieję, że chory pasażer doszedł do siebie.
Prawda jest taka, że…
Nie doświadczyłem niczego szczególnie groźnego. Ale wyobraźnia robi swoje. Tak na prawdę to mojego strachu przed lataniem nie wywołały realne zagrożenia, ale raczej wyobrażenia na temat tego co mogło się stać. Wiedziałem jednak, że powinienem mój problem rozwiązać, bo nie chcę dłużej ograniczać się do podróży w obrębie Europy kontynentalnej.
Transportem naziemnym zwiedziłem kawał Europy i dotarłem w obrębie naszego kontynentu nawet na Gibraltar. Było to jednak mało praktyczne, a unikanie samolotów oznaczało przez lata utratę wielu okazji. I oczywiście wspaniałe byłoby opłynięcie świata pod żaglami, ale wydaje mi się to, przynajmniej na razie, mało realne.
Walka ze strachem – co się nie sprawdziło w moim przypadku
Alkohol
No dobrze, powiem szczerze – alkohol parę razy mi pomógł. Ale nie jest on praktycznym rozwiązaniem. I odradzam. To nie przynosi ulgi na dłuższą metę. Alkohol nie rozwiązuje żadnych problemów, a jedynie czasami pozwala o nich zapomnieć. Bo może uśmierzy strach przed lotem w jedną stronę. Ale jeśli nie będziecie potrafili zwalczyć strachu w inny sposób to cały czas podczas wyjazdu będziecie myśleli o tym, że musicie jeszcze lecieć z powrotem. I w drodze powrotnej znowu alkohol ma być rozwiązaniem? Bez sensu!
Uwaga na minusy
Wspomaganie się alkoholem w trakcie lotów ma masę minusów. Jak się za bardzo nabzdryngolicie to się może jeszcze okazać, że nigdzie nie polecicie. Bo zawsze jest ryzyko, że się przesadzi. A wtedy można nie zostać wpuszczonym na pokład. Albo wyproszonym jeśli załoga uzna, że stanowi się zagrożenie. Aby było jasne – mi się to nigdy nie zdarzyło.
Alkohol potrafi też totalnie zepsuć wyjazd. Zwłaszcza jak się gdzieś leci na krótko. Jeśli człowiek wybiera się na krótki city break gdzie na miejscu ma spędzić może dwa dni to szkoda pierwszy dzień mieć zmarnowany przez kaca. Mój problem na przykład polega na tym, że mam kaca nawet po najmniejszej ilości alkoholu. A ta najmniejsza ilość alkoholu nie usuwa całkowicie lęku. Musiałbym więc totalnie się upić, aby uzyskać efekt eliminacji strachu. A wtedy mógłbym mieć wyjazd zmarnowany.
Ceny…
Osobną kwestią są ceny alkoholu na lotniskach i w samolocie. Są ograniczenia ilości wnoszony płynów przez kontrolę bezpieczeństwa. A przed nią to już w ogóle odradzam upijanie się bo można nie przejść. Za kontrolą bezpieczeństwa alkohol jest bardzo drogi. I w samolotach też. No chyba, że leci się liniami premium gdzie można parę piwek wypić w cenie lotu. Ale jeśli lata się ekonomicznie, tak jak my staramy się to robić, to może się nagle okazać, że niezbędna ilość alkoholu kosztuje więcej niż sam bilet. O względach zdrowotnych już nie wspomnę.
Leki
Można kupić masę leków uspokajających dostępnych bez recepty. Problem polega na tym, że one na silny lęk nie pomagają. Mogą pomóc zasnąć w noc przed lotem. Ale jeżeli ktoś odczuwa silny strach przed lataniem to w trakcie samej podróży powietrznej niewiele pomagają. Mi w każdym razie nie pomagały ani trochę.
No to co? Sięgnijmy po leki na receptę. Są i takie, które może przepisać lekarz pierwszego kontaktu i takie, po które trzeba iść do lekarza specjalisty. I powiem z mojego doświadczenia. Takie, które może przepisać lekarz rodzinny niewiele mi dały. A takie, które przepisuje lekarz specjalista mogą zepsuć wyjazd bardziej niż kac. Wiem coś o tym. Bo po co lecieć gdzieś spokojnie jak się jest pierwszego dnia tak otępiałym, że nie ma się z wycieczki żadnej przyjemności.
To co napisałem powyżej nie znaczy, że krytykuję terapie farmakologiczne. Są na pewno obszary w których się sprawdzają i są potrzebne. Po prostu w moim przypadku leki się nie sprawdziły jeśli chodzi o likwidację stresu w trakcie lotu.
Hipnoza
Tak, próbowałem! Od razu muszę zaznaczyć, że hipnoza ma niewiele wspólnego z tym co oglądamy w hollywoodzkich filmach. Jeśli myślicie, że jest to procedura, która pomoże odkryć swoje wcześniejsze wcielenia, albo zdobyć super moce to oczywiście jest to wymysł popkultury.
Dałem się namówić raz na sesję hipnozy jako sposób poradzenia sobie z lękiem związanym z lataniem. Taka sesja miała nauczyć mnie umiejętności wprowadzenia samego siebie w stan relaksu, który pomoże mi przetrwać lot. Sama sesja polegała na ćwiczeniach relaksacyjnych i rozluźniających. Nie kwestionuję tej metody, bo jestem człowiekiem o otwartym umyśle. To, że nie sprawdziła się w moim przypadku wynika przede wszystkim z tego, że przed lotem który miałem odbyć, właśnie tym pierwszym po wieloletniej przerwie, zdecydował się na podróż na bardzo krótko przed jej terminem. Miałem więc czas tylko na jedną sesję. I to było za mało.
Jak przebiegała sesja?
Przede wszystkim Pani psycholog specjalizująca się w hipnozie uprzedziła mnie, że w trakcie jednej sesji niewiele osiągnę. I uczciwie mi powiedziała, że może mi pomóc jedynie pokazując ćwiczenia relaksacyjne, które mogą, ale nie muszą pomóc. Zdecydowałem się mimo wszystko. A to dlatego, że wykonując przez lata stresującą pracę nauczyłem się radzić sobie z emocjami poprzez podobne ćwiczenia. Spodziewałem się więc, że pomogą. Postaram się mniej więcej opisać wam na czym polegała moja sesja. Ale uprzedzam, że jest to metoda do zastosowania pod okiem terapeuty, a nie na podstawie tego wpisu.
Terapeutka kazała mi najpierw skupić się na swoich obawach związanych z lataniem. Potem skupić się na punkcie lewej ręki i dotknąć go w momencie kiedy będzie starał się wprowadzić mnie w stan relaksu opowiadając mi o rzeczach, które wcześniej zdefiniowałem jej jako mnie uspokajające. Docelowo dotykanie w przyszłości tego punktu na ręce miałoby przywoływać te relaksujące mnie wrażenia. To co mnie relaksuje to szum morza, pusta plaża otoczona szczytami gór. Mewy, widoczne w oddali żaglówki i ludzie spacerujący po plaży w oddali na horyzoncie.
Był tylko pewien szkopuł…
No więc w teorii to może wszystko super. Tylko był taki minus. Gabinet tej Pani sąsiadował w jednym budynku z siłownią. Dlatego zza ściany było cały czas słychać odgłosy przerzucanego żelaza. Brzmiało to mniej więcej tak:
„Oprzyj się wygodnie. Zamknij oczy… jeb, jeb… Jesteś na plaży. Słyszysz szum fal… jeb, jeb… Niebo jest niebieskie. Pojedyncze obłoki co chwilę zasłaniają słońce… jeb, jeb… słyszysz jazgot mew. Morskie ptaki unoszę się na wietrze i wyglądają jakby zatrzymywały się w miejscu… KUR…A! A może byś talerze odłożył na swoje miejsce… Na horyzoncie widzisz sylwetki ludzi… jeb, jeb… Czujesz się zrelaksowany… jeb, jeb…” I tak dalej, i tak dalej. No więc widzicie, że niewiele mogło z tego relaksu wyjść 😉
To co piszę powyżej nie oznacza, że hipnoza nie może pomóc komuś z Was. W trakcie sesji pod okiem terapeuty naprawdę nawet przez chwilę czułem, że trochę mi to pomaga. Ale próba zastosowania tego w praktyce pomogła niewiele. Pewnie ze względu na zbyt krótki czas na trening. Tak jak mówię, mam otwarty umysł. Może więcej czasu i więcej sesji hipnozy pomoże komuś z Was i radzę się nie zrażać.
Co się u mnie sprawdziło w walce ze strachem
Wiedza na temat awiacji
Jedni mówią, że im mniej wiesz, tym śpisz spokojniej. Inni, że strach bierze się z niewiedzy. Ja wychodzę z tego drugiego założenia. Boimy się tego, czego nie znamy i nie rozumiemy.
Początki edukacji
O tym jak działa samolot i co sprawia, że leci wiem ze szkoły. Przynajmniej w moich szkolnych czasach uczyliśmy się na fizyce na temat różnicy ciśnień na płaszczyznach skrzydła i sile nośnej. O prawach fizyki leżących u podstaw działania skrzydła samolotu, żagla, śmigła czy wiatraka. Teraz nie wiem czy o tym uczą. Ale program nauczania na pewno nie obejmuje procedur lotniskowych i jak lot samolotem wygląda w praktyce.
Tutaj właśnie na pomoc przyszedł mi YouTube
Tak wiem! Serwis YouTube pełny jest śmieciowych treści. Jeśli potrafi się je selekcjonować i oddzielać informacje wiarygodne od fałszywych, to na YouTube znaleźć można jednak masę wartościowych materiałów. Przed powrotem do regularnego latania oraz nawet teraz przed lotami, lubię pooglądać filmy związane z awiacją. Zarówno takie, które poruszają zagadnienia techniczne, zwykłe ciekawostki na temat latania, relacje z lotów jak i filmy nagrywane z kokpitów.
A mi pomogły…
Poniżej kilka polecanych przeze mnie kanałów i filmów na YouTube, które pomogły mi chociaż w części opanować lęk związany z lataniem:
- Kanał Turbulencja – kanał prowadzony przez polskiego pilota – kapitana Dariusza Kulika. Mnóstwo ciekawostek i historii, a przede wszystkim informacji technicznych i na temat procedur. Z pierwszej ręki.
- Kanał Samoloty – nieco mniej informacji technicznych za to dużo ciekawostek i relacji z lotów. Kanał tworzony przez pasjonata, co także gwarantuje dobry poziom.
- Film Airbus A350 Lufthansa ULTIMATE COCKPIT MOVIE – ten i inne podobne filmy na kanale Air-Clips.com pokażą wam od początku do końca jak wygląda operacja lotnicza z punktu widzenia pilotów.
Wiedza co się ze mną dzieje
Zauważyłem, że w samolocie największy strach wywołują we mnie sytuacje, kiedy nie wiem co się w danej chwili dzieje z maszyną ani gdzie się ona znajduje. Najbardziej dokuczliwe jest to oczywiście w fazie startu i lądowania, bo na wysokości przelotowej lot jest już dla mnie z punktu widzenia pasażera bardziej przewidywalny. Może z tego powodu najmniejszy strach czułem zawsze po tym jak aeroplan ustabilizował już tor swojego lotu. I zaczynał się serwis 😉
Idealne miejsce w samolocie?
Słyszałem też kiedyś wskazówkę, aby poszukać swojego idealnego miejsca w samolocie. Różni pasażerowie czują się lepiej lub gorzej w różnych miejscach. Zacząłem więc eksperymentować. I okazało się, że paradoksalnie najlepiej czuję się przy oknie. Widząc, że maszyna się wznosi, a nie zbliża zbyt szybko do gruntu, czuję jak zdenerwowanie maleje.
Jak łatwo się domyślić, nie najlepiej sprawdza się to w nocy. Z tego powodu najmniej lubię takie loty w trakcie których start i lądowanie odbywa się po zmroku. Tutaj z pomocą przychodzą pokładowe systemy rozrywki, które oprócz filmów i gier oferują informacje na temat parametrów lotu a nawet pogląd z kamer zewnętrznych. Niestety rzadko są dostępne w liniach ekonomicznych. I niestety nie są dostępne w Wizz Air ani w Ryanair, czyli w liniach z których najczęściej korzystam.
Odwrócenie uwagi na pokładzie
Pomaga mi również odwracanie uwagi w trakcie lotu. Niestety w dużo mniejszym stopniu niż podziwianie świata za oknem, czy parametrów lotu na ekranie.
Zdecydowanie najmniej pomaga mi rozmowa ze współpasażerami. Niestety zbyt szybko moje myśli wracają do samego lotu i szybko tracę koncentrację. Podobnie gry na pokładowych systemach rozrywki czy na telefonie nie potrafią odwrócić mojej uwagi na tyle, abym przestał odczuwać lęk związany z lotem.
W moim przypadku najskuteczniejsze pozostaje oglądanie filmów, czy to na pokładowym systemie rozrywki czy na telefonie. Najważniejsze aby znaleźć coś co jest interesujące. Ja staram się przed lotem wybrać jakieś filmy lub seriale na Netflixie i pobrać je w aplikacji. Nawet lecąc liniami premium jak Emirates, może okazać się, że nie znajdziemy w dostępnej bazie czegoś wystarczająco wciągającego. Pomimo nierzadko olbrzymiego wyboru.
Doświadczenie
Truizmem jest powiedzenie, że im częściej coś robimy tym lepiej nam to idzie. Jednak w moim przypadku wystąpił pewien paradoks. W tracie początków mojego latania najmniej bałem się właśnie na samym początku. Z każdym kolejnym lotem coraz bardziej. Przez to po trzech pierwszych lotach na długi czas przestałem latać na wiele lat.
Przy pierwszym locie po długiej przerwie doświadczyłem tak koszmarnego lądowania, że myśl o tym iż muszę wrócić samolotem z Wysp Kanaryjskich do Polski, w duży stopniu popsuła mi cały wyjazd. Już kombinowałem jak dostać się z Teneryfy promem na kontynent i jechać dalej autobusem 😉
Na szczęście z każdym kolejnym powietrznym rejsem udawało mi się coraz bardziej pokonywać strach. Zrozumiałem, że negatywne doświadczenia, których doznałem w trakcie lotu nie są niczym niebezpiecznym, ale w dużym stopniu rutyną lotniczego podróżowania. Zacząłem rozumieć co się dzieje w danej chwili z samolotem i jak wyglądają procedury. Że turbulencje są normalne. Że pewne niepokojące mnie dźwięki wynikają z normalnego działania maszyny. Ale samo doświadczenie nie na wiele by się zdało, gdybym wcześniej nie zdobył wiedzy na temat operacji lotniczych i fizyki samolotu.
Wydobyć to co przyjemne i skupić się na tym
Pisałem na wstępie, że paradoksalnie lubię latać, chociaż się tego boję. Zawdzięczam to temu, że zawsze staram się skupiać na przyjemnych aspektach związanych z podróżami lotniczymi. Jestem osobą bardzo zorganizowaną. Jakby to dziwnie nie zabrzmiało, realizacja procedur mnie uspokaja. Staram się więc skupiać na dotarciu na lotnisko, odprawie, kontroli bezpieczeństwa, wsiadaniu do samolotu, instrukcji bezpieczeństwa, itd.
To, że musiałem przełamać strach przed lataniem wynika także z mojej potrzeby podróżowania. Im więcej lotów odbyłem tym więcej przygód spotkało mnie w przepięknych zakątkach świata. Z każdą odbytą podróżą spada więc mój strach ponieważ przebijają go niezwykłe wspomnienia.
Zawsze nalegam abyśmy wraz z Anetą dotarli jak najwcześniej na lotnisko. Bardzo często jesteśmy z dużym wyprzedzeniem i musimy zagospodarować nawet kilka godzin po kontroli bezpieczeństwa. Wiem, że Anetę czekanie na lotniskach męczy. Ja wykorzystuję ten czas na podziwianie architektury terminali, oglądanie kolorowych sklepów w strefie bezcłowej i patrzenie na startujące i lądujące samoloty. Te chwile relaksu pomagają mi spokojniej znieść to co mnie wkrótce czeka.
Podsumowanie
Jak widać na moim przykładzie można pokonać przynajmniej częściowo strach przed lataniem. Strach jest u mnie tym mniejszy im częściej to robię. A najważniejsze jest to, że strach przed brakiem możliwości realizacji pasji jest większy niż obawa jakim środkiem komunikacji muszę go realizować.
Dzięki temu o czym piszę powyżej, przez cały 2020 rok zamiast myśleć o swoim strachu przed lataniem, bardzo często z moich usta padało pytanie: Aneta, kiedy znowu gdzieś polecimy?