Stare miasto we Lwowie przypomniało mi stare miasto w Krakowie z końca lat 90-tych ubiegłego wieku. Ta sama magia i te same potrzeby remontowe 😉 Mniej sieciowych lokali a więcej lokalnego kolorytu. A wśród tego ludzie współcześni, ale też dużo tradycji. Dużo turystów, ale brak przytłoczenia ich ciężarem. I to wrażenie znalezienia się w mieście pomoście. To tutaj ścierały się wpływy wschodu i zachodu. Przykład – włoskie wpływy architektoniczne i para młoda w strojach nawiązujących do ukraińskiej tradycji. Historyczne centrum Lwowa wpisane jest od 1998 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wielu z nas – Polaków, myśli często o Lwowie jako utraconym polskim mieście. Z jednej strony słusznie. Wszak przez kilka ładnych wieków (z przerwami) był częścią Polski – Królestwa Polskiego, Rzeczypospolitej Obojga Narodów i II Rzeczypospolitej. Z drugiej strony – niesłusznie, gdyż miasto zostało założone przez króla Rusi Daniela Halickiego. Należało też do Węgier i Austrii. Lwów na przestrzeni dziejów zamieszkiwali oprócz Polaków również Żydzi, Ukraińcy, Ormianie, Niemcy, Czesi i Rosjanie. A także przedstawiciele mniejszości wielu innych narodów. Historię miasta ukształtowało wiele kultur.
Na stare miasto we Lwowie
Stare miasto było pierwszym celem naszej wizyty, zaraz po śniadaniu w Puzatej Chacie, serwującej dania kuchni ukraińskiej. Do knajpy tej dotarliśmy prosto z lotniska. O lokalu tym napiszę więcej we wpisie o jedzeniu we Lwowie. Zwiedzanie starego miasta zaczęliśmy więc najedzeni i jeszcze z walizkami, przed zameldowaniem w hotelu. Na starówkę trafialiśmy również w kolejnych dniach.
Włoskie Podwórko
Sławne Włoskie Podwórko we Lwowie znajduje się przy Rynku pod numerem 6. Jest to przykład architektury renesansowej w centrum miasta. W miesiącach letnich jest otwarte zazwyczaj od godziny 10.00 do wieczora – 22.30. W październiku 2019 roku wstęp kosztował symboliczne 5 hrywien a więc około 70 groszy. Zalecam jednak zapoznać się z godzinami otwarcia, gdyż mogą się zmieniać.
Arkadowy dziedziniec Włoskiego Podwórka gościł przed nami wiele innych wybitnych osobistości 😉 Wszak kamienica przy lwowskim Rynku, zwana niegdyś Małym Wawelem, należała przez pewien czas do króla Jana III Sobieskiego.
Obecnie, oprócz muzeum historycznego, znajduje się tutaj restauracja, która w trakcie naszej wizyty świeciła pustkami. Pogrzebawszy nieco w internecie znalazłem wiele pełnych żalu opinii sugerujących niezbyt sprawiedliwe ocenianie tego miejsca jako mało interesującego. Mam więc taką propozycję abyśmy jako turyści z Polski trochę częściej tutaj wpadali, publikowali zdjęcia i zachęcali do korzystania z restauracji. Może uda nam się wypromować to miejsce.
Kawa na rynku
Po wizycie na Włoskim Podwórku poczuliśmy nagłą potrzebę napicia się kawy. Piękna pogoda sprzyjała temu, abyśmy napili się czarnego napoju pod gołym niebem. Duża część powierzchni lwowskiego rynku zabudowana jest Ratuszem Lwowskim. Nie pozostawia to zbyt wiele miejsca na rozstawienie lokali gastronomicznych. W trakcie naszej wizyty od strony południowo-wschodniej rynku znajdowała się buda oferująca lwowską kawę. Za pieniądze mniejsze niż są niezbędne do zapłacenia za publiczną toaletę w Polsce (o ile w ogóle jest dostępna) dostaliśmy pyszną parzoną kawę w kamionkowych filiżankach.
Siedząc przy stoliku na rynku mieliśmy przyjemność obserwować młodą parę pozującą do ślubnych zdjęć. Państwo młodzi ubrani byli w białe stroje z motywami nawiązującymi do strojów i tradycji ukraińskiej. Biała suknia dla panny młodej i biała koszula dla pana młodego z ukraińskimi haftami.
Para młoda spędziła dłuższą chwilę rozmawiając z przechadzającym się po rynku z puszką na datki harcerzem. Po chwili chłopak podszedł też do nas i zaczął mówić po ukraińsku. Przeprosiliśmy go po polsku i powiedzieli, że niestety nie rozumiemy. W tym momencie zaczął do nas mówić płynną polszczyzną i wytłumaczył że zbiera pieniądze na kolejny wyjazd wakacyjny dla siebie i swojego zastępu. Zrobił nam dzień 🙂 Dorzuciliśmy do puszki 50 hrywien.
Spacer po rynku
Po wypiciu kawy, która postawiła nas na nogi po bardzo wczesnej porannej pobudce, przystąpiliśmy do spaceru po rynku. Pisałem już wyżej, że stare miasto we Lwowie przypominało mi trochę Kraków sprzed dwudziestu lat. Lwowski rynek jest nieco inny niż ten krakowski. Jest on mniejszy i zamiast kształtu kwadratu jest prostokątny (142 na 129 metry). Z każdego narożnika wychodzą dwie ulice, brak jest jednak ulic wychodzących ze środków boków rynku, jak ma to miejsce w Krakowie.
Centralną część lwowskiego rynku zajmuje ratusz wzniesiony w XIX wieku w stylu klasycystycznym. Jest to duży budynek, który zajmuje znaczną część powierzchni centralnego placu starego miasta. Sprawia to, że lwowski rynek nie robi wrażenia rozległego a pod względem przestrzeni daleko mu do krakowskiego. Chciałbym zaznaczyć w tym miejscu, że porównania do Krakowa nie mają na celu krytyki lwowskich założeń urbanistycznych. Mają jedynie na celu porównanie do czegoś co jest nam dobrze znane.
Popularnymi miejscami spotkań są znajdujące się w czterech narożnikach rynku XIX-wieczne fontanny. Ozdobione są posągami przedstawiającymi mitologiczne postacie – Neptuna, Dianę, Amfitrydę oraz Adonisa.
W trakcie naszej wizyty rynek tętnił życiem – od rana do późnego wieczora. Sprzyjała temu piękna pogoda, magia tego miejsca oraz mnogość sklepów i knajp. Już od samego rana przed lokalem Pijana Wiśnia tłum turystów raczył się wiśniową nalewką. Kawiarnie i sklepy z pamiątkami były pełne. Wieczorem tłum jeszcze gęstniał, a chętni potańczyć mogli tango wśród tłumu gapiów.
Boczne uliczki
Lwów lokowany był w 1356 roku przez króla Kazimierza III Wielkiego na prawie magdeburskim. Widać to w układzie urbanistycznym starego miasta. Odchodzące od rogów rynku ulice tworzą podstawę pod regularny układ sieci ulic przecinających się pod kątem prostym. Przestrzeń zabudowana jest głównie kamienicami mieszczańskimi z ozdobnymi elewacjami od frontu i podwórzami w głębi kwartałów. Są one w zróżnicowanym stanie technicznym, ale generalnie nie jest źle.
Ulice w większości są wybrukowane i dominuje na nich ruch pieszy. Ruch samochodowy, jeśli się pojawia, jest niewielki i ogranicza się głównie do samochodów dostawczych oraz osobowych należących do mieszkańców. Stare miasto sprawiło na nas wrażenie czystego. Nawet wieczorem, pomimo trwających imprez i toczącego się w barach życia, nie widzieliśmy brudu i śmieci. Czuliśmy się bardzo bezpiecznie.
Przez ulicę Ruską, a także południową część rynku i dalej w stronę placu Katedralnego przebiega linia tramwajowa. Warto więc uważać i rozglądać się czy przypadkiem nie jedzie tramwaj. Chociaż maszyniści są raczej ostrożni i cierpliwi, gdyż ruch taboru utrudniają tłumy turystów.
Targ bukinistów
Kilka kroków od rynku we Lwowie przy ulicy Podwale znajduje się targ bukinistów. Jest to pchli targ z prawdziwego zdarzenia na którym w okolicach pomnika Iwana Fedorowicza kupić można stare książki, pocztówki, płyty winylowe, zdjęcia, dokumenty i inne pamiątki.
Na targu bukinistów książki, antyki i pamiątki sprzedają głównie miejscowi. Kupują zarówno Ukraińcy jak i turyści. Tak na prawdę, to co zafascynowało mnie w tym miejscu, to właśnie przede wszystkim ludzie. Warto więc to miejsce odwiedzić nie tylko jeśli jest się miłośnikiem literatury i książek, ale przede wszystkim jeśli chce się poczuć klimat miasta i miejsca, które jakby zatrzymało się w przeszłości.
Cerkiew Wołoska i klasztor karmelitów
Tuż obok targu bukinistów przy ulicy Ruskiej znajduje się renesansowa Cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej zwana również potocznie cerkwią Uspieńską a także cerkwią Wołoską. W skład zespołu cerkiewnego wchodzi też dzwonnica – wieża Korniakta oraz kaplica Trzech Świętych Hierarchów. Wszystkie trzy budowle są ze sobą połączone tworząc jedną całość.
Wieża Korniakta jest jednym z najciekawszych elementów panoramy lwowskiego starego miasta. Wyróżnia się ona na tle sąsiedniej zabudowy swoją wysokością sięgając 66 metrów. Jej nazwa pochodzi od nazwiska Konstantego Korniakta – greckiego kupca związanego ze Lwowem, z którego datków w znacznej części sfinansowano budowę.
Odwracając się w drugą stronę (w kierunku wschodnim) zobaczyć można jeszcze jedną charakterystyczną budowlę Lwowa – kościół i klasztor Karmelitów bosych. Świątynia znajduje się na niewielkim wzgórzu, dzięki czemu widoczna jest z wielu miejsc miasta
Pchli targ Wernisaż
Lwów pełny jest bazarów i pchlich targów. Drugim odwiedzonym przez nas był pchli targ Wernisaż pomiędzy ulicami Łesi Ukrainki, Teatralnej i Niski Zamek, niedaleko od lwowskiej opery. Jest on większy niż targ bukinistów. Pełny jest zorganizowanych straganów i budek – w przeciwieństwie do targu bukinistów na którym towary rozstawione są głównie na ziemi lub murkach.
Na bazarze Wernisaż można kupić między innymi obrazy. Szczerze mówiąc – nawet na oko człowieka nieobytego ze sztuką nie wyglądają one na najlepsze. Z nielicznymi wyjątkami porównać mógłbym je do gorszych dzieł wystawianych przy Bramie Floriańskiej w Krakowie. Oprócz obrazów kupić można tutaj też pamiątki. Ceny nie są jednak konkurencyjne z cenami pamiątek sprzedawanych w sklepach w centrum. Wśród asortymentu nie brakuje również rękodzieła i antyków – w tym zakresie warto poszperać.
Dom Legend
Będąc na starym mieście odwiedziliśmy również lokal Dom Legend. Według mojej wiedzy lokal jest obecnie na stałe zamknięty i nie wiadomo czy wróci na swoje dotychczasowe miejsce przy ulicy Starojewrejskiej. Miejsce to słynne było z postawionego na dachu starego trabanta oraz figury kominiarza. Z miejsca tego rozpościerał się ponadto piękny widok na panoramę Lwowa.
Podsumowanie
To co przykuwało naszą uwagę to często pojawiające się kwiatowe dekoracje wejść do sklepów i lokali. Miało to jakiś swój unikatowy charakter, który ciężko spotkać w Polsce i na zachodzie Europy. Również dekoracje kamienic miały swój własny niepowtarzalny urok.
Miasto tętniło życiem do późnego wieczora. Miejsca gdzie można napić się alkoholu są jakby bardziej wyeksponowane niż u nas. Mimo wszystko w trakcie naszego pobytu nie spotkałem się ze zbyt dużą ilością pijanych turystów ani miejscowych.
O miejscach gdzie można dobrze zjeść i się napić – również na starym mieście, a także o wieczorze na lwowskich ulicach, napiszę w kolejnych wpisach.